!!!!!! ZAWIESZONE !!!!!!

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 2. To była ucieczka, ucieczka przed samą sobą.

 Witajcie moi mili :3.
Odwiedzam was z niemałą, lecz bardzo długą niespodzianką... Zostawcie po sobie jakiś ślad, na przykład w postaci komentarza, zwykłe "super rozdział" albo coś w tym rodzaju naprawdę daje mi do namysłu abym dalej pisała :) Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, pod komentarzem zostawiajcie swoje nicki na tt, aska czy inne komunikatory :)


CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

~~~~~

Początek lipca 2013 rok.

Każdy inny powiedziałby że to jego wyprawa marzeń. Każdy inny cieszyłby się z tego ta bardzo, że nawet by nie dostrzegł mijającego czasu. Ja natomiast nie uważałam swojego wyjazdu do Włoch za jakiś szczyt marzeń. Wakacyjna wymiana międzynarodowa nie była tym co uwielbiałam. Nigdy nie chciałam wymieniać się domem z kimś obcym na określony czas, ale przecież to nie jest na zawsze więc nie mam czym się martwić.

Od kilkunastu, dobrych minut leżałam bokiem zwrócona w kierunku okna balkonowego. Dzisiejszego dnia obudziło mnie stukanie kropli deszczu o parapet, o kafle na zewnątrz i ściekającą wodę z rynny która była tuż nad moim oknem. Idealna pogoda na długą podróż…

Podniosłam się nagle dostrzegłszy za oknem małą dziewczynkę w błękitnej sukience sięgającej do kolan. Zamrugałam kilkakrotnie a kiedy mała postać nadal znajdowała się za oknem, zmrużyłam oczy chcąc przyjrzeć się dziewczynce. Nogi zwiesiłam z powrotem na podłogę i wstałam. Blond włosa stała kilka metrów ode mnie, uśmiechając się szeroko, z dłońmi przyciśniętymi do piersi. Ukrywała coś na nadgarstku. Podeszłam bliżej okna rozsuwając delikatnie śnieżno-białą zasłonę. Otworzyłam szerzej oczy widząc jak dziewczynka stoi w wirze ulewy i ani trochę nie moknie. Nieznajoma powoli zaczęła odkrywać zasłanianą część ręki. Robiła to tak samo wolno, jak szybko zakrywała. Ale dość powolnie bym zobaczyła co ma na nim takiego cennego dla niej. Stałam osłupiała do chwili kiedy moja lewa ręka uniosła się w jej stronę. Przed oczami miałam swoją dłoń z przywiązaną kolorową bransoletką która miała idealnie wyrzeźbioną koniczynkę. Złączyłam ze sobą brwi powracając wzrokiem na miejsce gdzie przedtem stała mała dziewczynka. Już jej nie było. Jakby wcale nie stała tam gdzie ja widziałam. Spuściłam głowę na mój nadgarstek i przejechałam po cienkich nitkach bransoletki którą nosiłam od kiedy tylko pamiętam. Ta bała błyskotka którą ta dziewczynka ukrywała była identyczna co moja, a sama właścicielka wyglądała bardzo znajomo. 

- Co tak stoisz jak zaczarowana pod tym oknem? – po pokoju w którym byłam rozbrzmiał delikatny głos Marty. Odwróciłam się napięcie przykrywając bransoletkę dłonią. Na początku patrzyłam na nią dość zdezorientowana, kompletnie nie wiedziałam o co jej chodzi – Gotowa na zamianę? – zapytała posyłając mi swój urzekający uśmiech. Pokiwałam powolnie głową na moment odwracając się z powrotem w kierunku balkonu. „Nie wróci” podświadomość podpowiedziała mi zmuszając mnie do zmiany pozycji.

Zaczerpnęłam głębokiego powietrza zamykając na moment oczy. Otworzyłam je wraz z wypuszczeniem powietrza, dostrzegłam nieco wyprowadzoną z tropu przyjaciółkę która z zaciekawieniem przyglądała się mojej twarzy. Cóż, nie tylko ja „przeżywałam” mój nieoczekiwany, wakacyjny wyjazd tak daleko. Czułam fascynację i zaciekawienie nowym miejscem, krajem i jego zwyczajami, jednak gdzieś w głębi serca czułam też niepokój który stawał się coraz większy i większy kiedy uświadamiałam sobie jak mało czasu zostało do mojego odjazdu z Łodzi. Czym był on spowodowany? Sama nie wiem, w zasadzie było dużo logicznych wyjaśnień.

Pierwszy – Czy mnie tam zaakceptują? – chyba każdy miałby taką obawę na moim miejscu. No bo… Jak nikt mnie tam nie polubi, to raczej będę żyła tam w istnych męczarniach. Sama, zdana tylko i wyłącznie na siebie.

Drugi – Czy sobie poradzę? – Ba, nie ma chyba niczego z czym bym sobie nie poradziła.

Trzeci– Pierwszy samodzielny wyjazd tak daleko bez żadnego z członków rodziny. – Ale co z tego? Przecież dobrze operuję angielskim i włoskim, więc o co chodzi?

I chyba na tym się kończą moje pomysły. Nie, to nie to. To coś jeszcze, jest coś czego się obawiam, ale co to w takim razie jest? Nie jestem w stanie tego stwierdzić. Wraz z kolejną chwilą kiedy próbuję odkryć tę tajemnicę, czuję jakby coś kuło pewną część mojego serca. Nerwy? Stres? Przecież poradzę sobie, i słyszałam o tym od niejednej osoby, zawsze sobie radziłam.

Zamrugałam kilka razy widząc jak przyjaciółka pstryka mi palcami przed twarzą. Ona nigdy nie pokazywała swoich prawdziwych uczuć, jeżeli w grę wchodziło przygnębienie, niezrozumienie bądź smutek. Zawsze robiła dobrą minę do złej gry przez co jeszcze bardziej trudno było mi cokolwiek zauważyć. Ale teraz, w jej mimice była dość wyraźna zmiana. Ktoś mądry powiedział kiedyś: „Oczy są odzwierciedleniem duszy.” I właśnie w tym momencie mogłabym się z nim zgodzić w całości. Marta patrzyła na mnie tak, jakby zaraz miałaby się rozpłakać. I tak też było, jej oczy były naprawdę już przesiąknięte łzami, ale sama Marta walczyła z tym uparcie by nie wydostały się na zewnątrz. Właśnie w tej chwili zdałam sobie sprawę że muszę już wyjeżdżać, a moja przyjaciółka nie mogła ze mną jechać. Wykonałam krok do przodu i wyciągając ręce na przód, przylgnęłam do jej ciała zaciskając ręce w łokciach za jej głową i wtedy stało się coś co naprawdę bardzo rzadko miewało miejsce – Marta ryknęła istnym szlochem. Zakleszczyła swoje ręce na moich łopatkach i wtuliła twarz w moje fale.

- Obiecaj dzwonić, pisać, wysyłać listy, dobrze? – odezwała się cichym głosem z towarzyszącą mu nutą szlochu wtulając się jeszcze bardziej w moje włosy. Poczułam jak moja koszulka zaczyna przemakać, uśmiechnęłam się na moment wyobrażając sobie jak komicznie będę wyglądać z niemałą plamą na plecach. Powróciłam po chwili do poprzedniej miny, tym razem z większym przygnębieniem. Wyjeżdżam, na długo. Zostawiam ich, wszystkich na których mi zależy, ale wrócę. Jeszcze bardziej stęskniona i spragniona powrotu.

- Obiecuję. Marta, ja nie wyjeżdżam na zawsze tylko na trzy tygodnie. – przypomniałam dziewczynie masując jej plecy. To zawsze pomagało kiedy płakała, to zawsze ją uspokajało. Nie ważne czy to chodziło o chłopaka który złapał jej serce czy o kłótnie z którymś z rodziców. Zawsze pomagało, mimo wszystko. Zdawałam sobie z tego sprawę iż tym razem może być zupełnie inaczej i jedyne co mogę zrobić by przestała choć na chwilę płakać, byłoby rzucenie tego wszystkiego i zostanie tu. – Będę cholernie tęsknić…

- Spróbowałabyś nie tęsknić! Skopałabym Ci tyłek zaraz po tym jakbyś wróciła – zaśmiała się ściskając mnie mocniej – Wszyscy będziemy tęsknić, nawet Wenus! – w jej głosie było słychać wyrazistą szczerość i pewność. Uśmiechnęłam się zerkając na moje łóżko na którym siedziała Wenus i przyglądała się nam z otwartymi zielonymi, kocimi oczami.

- Zaopiekujesz się moją kicią? – zapytałam odsuwając się na długość naszych rąk. Odnalazłam jej uśmiech który znacznie się powiększył wraz z wypowiedzeniem mojego dość banalnego pytania. W oczach Marty ukazały się lśniące iskierki które samą obecnością odpowiedziały zgodnie. Marta uwielbiała moją kotkę, zresztą… Wenus Martę również…

Zerknęłam znów na kotkę która z zaciekawieniem siedziała w ten swój cudowny sposób. Miałam wrażenie jakby cały czas czekała na swoją kolej by się z mną pożegnać. Nawet nie byłam w stanie zapamiętać momentu kiedy usiadłam na rogu łóżka, dokładnie obok Wenus. Ona od razu podniosła się i zaczęła wokół mnie krążyć przechodząc przez moje nogi i ocierać się głową, tułowiem oraz puszystym ogonkiem. Każdy z sąsiadów upodabniał ją z rysiem. Była czarną kotką o pręgowaniu cętkowanym, w uszach miała urocze białe „wilki” a wokół jej mordki sterczały poskręcane na końcówkach wąsiki. Mimo że nie miała już od dawna czterech miesięcy, ja nadal mam wrażenie jakbym dostała ją dosłownie wczoraj, na mikołajki, nawet jeśli od tamtego wydarzenia niedługo miałyby mijać cztery lata. Kiedy w końcu usiadła na moich kolanach, uprzednio ugniatając miejsce pod sobą, podniosła mordkę by patrzeć na moją twarz, pogłaskałam ją za uchem a wtedy ona zaczęła tulić się do mojej dłoni. Uśmiechnęłam się kiedy usłyszałam jak w jej gardle zaczęło bębnić mruczenie.

- Ona zdecydowanie będzie najbardziej tęsknić – Marta usiadła koło mnie dokładnie obserwując poczynania mojej kotki która w tym momencie znów wstała i zaczęła się w kółko wiercić a po chwili ułożyła się w tym samym miejscu w kłębek. Zawinąwszy ogon w kulkę przy swoich małych nóżkach wtuliła swój łepek w miejsce gdzie znajdowały się moje nogi i brzuch. Położyła się spać, a ja nie miałam serca jej przemieścić chociaż doskonale sobie zdawałam sprawę z późnej pory.  
Kiedy oby dwie usłyszałyśmy wołanie mojej mamy, przeniosłam Wenus na pościel i wstałam z łóżka. Marta podała mi dwie torby, jedną podróżną i jedną z aparatem. Odebrałam je od niej i głośno westchnęłam. Musiałam już ostatecznie pożegnać się z moja przyjaciółką. Podeszłam do niej i po raz ostatni wtuliłam się w jej włosy. Chciałam zapamiętać najmniejszy szczegół w tej chwili, zapach jej włosów, każdego piega, albo każdy różniący się od siebie kolor jej zwiewnej sukienki sięgającej do kolan. Pokiwałyśmy się trochę kiedy jej ręce szczelnie oplotły moje plecy, rozdzieliłyśmy się z uśmiechami na twarzach chociaż tak naprawdę czułam że zaraz się rozkleję. I nie tylko ja…

Rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju chcąc upewnić się że wszystko ze sobą zabrałam do bagażnika Taty. Razem z Martą wyszłyśmy z pokoju, zostawiając drzwi nieco uchylone na wypadek gdyby Wenus zechciałaby wyjść. Ścisnęłam obie torby i zeszłam na dół. Przy drzwiach stali już moi rodzice z moją młodszą siostrą.

Stojąc przy samochodzie mojego Taty jeszcze raz przytuliłam się do przyjaciółki która tym razem nie szczędziła sobie uwag na temat mojego samodzielnego pobytu za granicą z towarzyszącą rozpaczliwą chrypką. Po pierwsze – miałam wrócić szczęśliwa, pełna opowieści i obowiązkowo z kartą przepełnioną zdjęciami. Po drugie – nałogowo miałam dzwonić do niej, do innych naszych bliskich znajomych oraz rzecz jasna do rodziny. Po trzecie i najważniejsze, co nie tylko ona mi powtarzała, również mama – mam wrócić bez brzucha. Taaak… Mama i jej lęk przed świadomością iż ma już te lata kiedy powinna niebawem zostać babcią… Oj, nie ma się czego bać. Wrócę płaska jak deska! (albo i nie…) I po czwarte i chyba najważniejsze – mam się świetnie bawić. Uśmiechnęłam się jeszcze raz i pożegnałam Martę ostatecznie i nieodwołalnie. Wsiadłam do samochodu i zapiąwszy pas bezpieczeństwa czekałam aż rodzice również to zrobią i wyjedziemy na dworzec. Zwróciłam się w stronę mojej przyjaciółki która zaczęła machać mi na pożegnanie nie ukrywając swoich emocji. Serio, mogłam po kogoś zadzwonić żeby nie była teraz sama. Serce mnie boli jak tylko widzę ją płaczącą, a boli mnie jeszcze bardziej kiedy wiem że to z mojego powodu płacze.

Kiedy Tata przycisnął wsteczny i wyjechał z podjazdu, spojrzałam na chwilę jeszcze raz na mój dom. W oknie mojego pokoju znów zauważyłam tą małą dziewczynkę. Stała prosto, trzymając ukryty nadgarstek. Ale tym razem nie uśmiechała się, sprawiała wrażenie jakby była czymś zmartwiona. Zaczęła kręcić głową z grobową miną, jej usta zaczęły się poruszać wypowiadając w koło te same słowa, które zdążyły do mnie dotrzeć, jakby znajdowała się tuż obok mnie… „Nie jedź tam, nie możesz.” Powtarzała do momentu kiedy nie zniknęłam za rogiem. Odwróciłam się znów przed siebie i ze zmarszczonym czołem próbowałam odnaleźć sens jej słów. W ostatnim czasie coraz częściej pokazywała mi się, tak było od momentu kiedy moi rodzice wyrazili zgodę na mój tymczasowy pobyt we Włoszech. Za każdym razem kiedy mi się ukazywała, miałam wrażenie jakby była zwykłą mgłą, zwykłym figlem mojej wyobraźni. Zawsze zakrywała nadgarstek z uśmiechem na twarzy, który nie wiem… Aż raził. Zawsze odkrywała dłoń i szybko zasłaniała ją bym nie mogła zobaczyć co ukrywa. Ukazywała mi się każdego dnia z nowym ostrzeżeniem odnośnie mojej podróży i pobytu za granicą. Nie rozumiałam tego, a dzisiejszy widok, który zobaczyłam w oknie mojego pokoju gdy byłam już tu, w samochodzie… Trochę mnie przestraszył. Nigdy nie miałam okazji jej poznać, dotknąć jej czy porozmawiać. Sprawiała wrażenie jakby wcale nie chciała tego robić, tylko mnie ostrzegała.
Ale co było przyczyną tego? Dlaczego nie chciała bym jechała tam? Może chciała mnie ostrzec bo miało mnie coś złego spotkać? Przez ostatnie dni w szkole, słyszałam różne historie o nieznośnych, nachalnych i zboczonych Włochach którzy przyczepiali się do różnych dziewczyn. Czy to Włoszka, Francuzka, Polska czy Węgierka.

Znów się rozpadało. Nie minęła nawet minuta a okolica przez którą przejeżdżaliśmy stała się cała przemoknięta. Przejechałam po szybie po której non stop od kilku chwil spływały nowe strugi deszczu. Dotykając chłodnej szyby samochodowej, metalowa część mojej bransoletki odbyła się pokazując widoczną i starannie urzeźbioną koniczynkę która znajdowała się na samym środku metalowego paska. Oparłam głowę o oparcie wpatrując się w hipnotyzujący znaczek.
Bransoletka wydawała się być zwyczajna. Tak jak każda inna. Ale w żadnym sklepie nie znalazłam takiej samej, bądź podobnej. Jakby była wykonana wyłącznie dla mnie. Moment kiedy ją dostałam, pamiętam jak przez mgłę.

Opuszczając dłoń na kolana, zamknęłam oczy i zaczęłam wsłuchiwać się w dźwięk kropli deszczu uderzających o samochód. Cudowny szum, działający kojące cuda. Zawsze potrafił mnie choć trochę uspokoić kiedy się niepokoiłam bądź bałam. Oddychałam powoli i równomiernie. Trwałam tak w błogiej ciszy do momentu kiedy samochód nie zatrzymał na przykrytym parkingu. Otworzyłam oczy i dostrzegłam podjeżdżający autokar którym miałam dojechać pod sam budynek gdzie miałam mieszkać przez najbliższe tygodnie. Chwytając za uchwyt klamki przez okno znów zobaczyłam tą dziewczynkę. „Nie możesz tego zrobić, nie możesz wysiąść.” Zmarszczyłam czoło na dźwięk dobiegającego do moich uszu dziecięcego głosu.

- Kochanie, bo odjedzie bez Ciebie… - Mama ponaglała mnie czekając wraz z Tatą i siostrą już na zewnątrz samochodu. Pokręciłam głową chcąc wymazać tok słów które cały czas zagłuszały moje myśli.

Nacisnęłam za uchwyt i otworzyłam drzwi „Proszę” Zamarłam w miejscu kiedy usłyszałam bliski płaczu ton dziewczynki. Jednak nie było jej nigdzie, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Wysiadłam i zamknęłam za sobą drzwi. Poprawiłam jeszcze raz torby na moim ramieniu i dołączyłam do reszty rodziny.

- Ostatnia ochotniczka? – kierowca na samym wejściu powitał mnie radosnym głosem. Kiedy pokiwałam głową zamachał ręką zapraszając mnie bym weszła do środka.

- Jak się nazywasz? – do moich uszu dobiegł dźwięk jeszcze jednego głosy który dobiegał z siedzenia obok mnie. Spojrzałam na właścicielkę głosu a wtedy zobaczyłam sympatyczną twarz nie tak dużo starszej ode mnie krótkowłosej blondynki. Tak samo jak kierowca, uśmiechała się zachęcająco przez co w moich żyłam płynęło coraz mniej wątpliwości.

- Julia Romun – odezwałam się obserwując jak kobieta otwiera teczkę i palcem wskazującym szuka mojego nazwiska. Po chwili zatrzymała się pod koniec listy i spojrzała na mnie z widocznym uśmiechem.

- Wsiadaj – odparła wstając z miejsca. Ruszyłam w głąb autokaru który już po części był zapełniony młodszymi uczestnikami, bądź moimi rówieśnikami. Usiadłam mniej więcej po środku, zaraz przy oknie. Odłożyłam torby, aby nikt kto jeszcze miał wsiąść nie zajął mojego miejsca.

Wyszłam na moment z autokaru by pożegnać się z rodziną. Od razu wpadłam w ramiona mojej zbyt-opiekuńczej mamy, która swoją drogą przeżywała mój wyjazd do Włoch nie mniej jak Marta. Z tatą było podobnie, z tą różnicą iż on jak niezniszczalny mur ukrywał swoje przeżycia odnośnie dzisiejszego dnia. Jednak wiedziałam gdzieś w sercu że przeżywa to tak samo jak mama czy Marta. Na deser została moja mała-wcale niedenerwująca siostrzyczka. Wzięłam ją na ręce i przytuliłam ją tak samo jak pozostałą dwójkę.

- Opiekuj się Wenus – szepnęłam jej do ucha na co ona energicznie odsunęła swoja głowę na długość swoich małych rączek. – Tylko żeby była żywa kiedy wrócę – potargałam jej krótkie włosy a w odpowiedzi usłyszałam jej cichutki chichot. – kocham Cię, młoda – przytuliłam ją jeszcze raz i pocałowałam w czoło.

Wsiadając tylnym wejściem pomachałam jeszcze raz mojej rodzinie i weszłam już całkowicie do środka autokaru. Kierując się w stronę moich zajętych siedzeń, między lewym a prawym rzędem dostrzegłam trzeci raz tego dnia tą samą postać małej dziewczynki która wyglądała wręcz identycznie jak wtedy kiedy wyjeżdżałam spod domu. Miałam wrażenie jakbym tylko ja ją widziała. Kobieta która wpuściła mnie do środka stała tuż za dziewczynką i rozglądała się licząc znajdujących się w środku uczestników wymiany. „Wysiądź. Teraz.” Ton głosu małej dziewczynki tym razem przypominał przerażający rozkaz, a sama jej mimika twarzy wyrażała to jak bardzo staje się nerwowa i zła z każdą następną sekundą. Kolejny raz tego dnia zlekceważyłam jej słowa i usiadłam na swoim miejscu. „Masz jeszcze czas, zrób to!” Przycisnęłam torbę podróżną do siebie opierając głowę o zaparowaną szybę. Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i w momencie kiedy zaczął ruszać, coś go zatrzymało. Zamknęłam oczy ściskając pasek od skórzanej, brązowej torby i odliczałam sekundy do ponownego odjazdu. „On jest mój.” Poskoczyłam wystraszona kiedy usłyszałam wyprowadzony z równowagi, wściekły głos dziewczynki. Słyszałam ją tak wyraźnie, jakby siedziała tuż obok mnie i nachylała się. Otworzyłam oczy, mając nadzieję iż to kolejny zwykły wybryk mojej fantazji i zaraz zobaczę wszystkich obecnych, prócz zbędnej, małej postaci. Moje oczy osiągnęły naprawdę chyba największy rozmiar kiedy dostrzegłam nachylającą się ku mnie małą dziewczynkę. Miała zmarszczone czoło a kolor jej policzków przypominały dojrzałe pomidory. Małą rączką chwyciła za moją bransoletkę i szarpnęła nią, sprawiając jednocześnie że zaczęłam się bać jej jeszcze bardziej. Po chwili wzięła do ręki mój sweter i przykryła nim mój nadgarstek.

- Siadaj, młody. – Po autokarze rozbrzmiał rozweselony głos blondynki. Zatrzymała się obok mnie – dobrze się czujesz? – oparła się o siedzenie tuż przede mną i zawiesiła na mnie swoje oczy. Spojrzałam na nią w szoku, niezdolna do jakiegokolwiek odezwania się. W moim gardle utworzyła się potężna kulka która uniemożliwiała mi jakiekolwiek odezwanie się. Nie mogłam mówić, nie byłam w stanie. Pokiwałam głową posyłając jej lekki uśmiech. Zrobiła to samo zwracając uwagę na wszystkich obecnych. Zaczęła od nowa liczyć wszystkich i kiedy radośnie oznajmiła że wszyscy już są, gestem ręki dała znać kierowcy iż może odjeżdżać.

Sapnęłam głośno odwracając głowę w stronę okna za których dostrzegłam rozmazane przez krople deszczu postacie moich rodziców, siostry i… małej dziewczynki. Moje serce zaczęło szybciej być kiedy usłyszałam jej szept „Będę twoim pociągiem…”

Nie rozumiałam tej chorej sytuacji. Nie wiedziałam skąd wzięła się na dziewczynka, czego ode mnie chce i dlaczego stała się tak nagle przerażająca, nic nie wiedziałam. Nie potrafiłam zrozumieć jej działania. I kim jest „On”? Miałam tyle pytań i wątpliwości odnośnie tego czy otrzymam wystarczające odpowiedzi.
Ta mała istotka nie dawała mi spokoju przez większość dnia. Moje myśli ciągle wirowały wokół niej i jej słowom. Wiedziałam tylko to że na bank nie jest człowiekiem. No bo… Jak wyjaśnić fakt że nikt prócz mnie jej nie widział, jak wyjaśnić inaczej jej zniknięcie kiedy instruktorka zapytała się czy dobrze się czuję?  A wtedy ta mała dziewczynka przecież była tu, nachylała się nade mną i nagle… rozprysła się jak bańka mydlana.

Co cztery godziny zatrzymywaliśmy się na stacjach aby rozprostować nogi i skorzystać z toalety. Z początku na dwóch pierwszych stacjach zostawałam w autokarze wraz z innymi dziewczynami obok. Byłam spokojna, a przynajmniej w najmniejszym stopniu bo wiedziałam że ona nie pojawi się znów. Nie robiła tego kiedy byłam z kimś, i ta osoba była w pełni poczytalna. Wolała przychodzić wtedy kiedy byłam sama.

Gdy zatrzymaliśmy się o dwudziestej drugiej w Austrii na postój trzydziestominutowy, postanowiłam wyjść i rozprostować nogi. Co jak co, ale długie siedzenie nie wróży niczego dobrego dla mojej pupy i pleców. Zarzucając na siebie wełniany sweter który postanowiłam wziąć jako bagaż podręczny, wyszłam z ciemnego autokaru. Okolica była pokryta nocnym puchem, oświetlana co kilka metrów uliczną lampą. Noc była zimna, co moim zdaniem było niemożliwe zważając na miesiąc i kraj. Stojąc przy oświetlonym sklepiku zaczęłam pocierać oziębione ramiona dłońmi. Rozglądałam się w każdą możliwą stronę jakby mała dziewczynka miała się niebawem pojawić znikąd.

Kierowcy stojący kilkadziesiąt metrów przede mną nałogowo o czymś dyskutowali co chwila spoglądając w moją stronę. Z pewnością rozmawiali o tym jaka ze mnie idiotka. No cóż, takie sprawiałam wrażenie. No bo co za normalny człowiek w nocy rozgląda się w każdą strzeżoną stronę w obawie przed napaścią?

- Pierwszy raz? – usłyszałam zza swoich pleców delikatny głos. Odwróciłam się z szybciej bijącym sercem i odruchowo złapałam za serce. Kiedy stanęła obok mnie dziewczyna mniej więcej w moim wieku uśmiechnęłam się pełna ulgi. „Jej nie ma” zaczęłam sobie powtarzać na okrągło. Nabrałam powietrza i cicho wypuściłam je z płuc.

- Aż tak to widać? – zaśmiałam się.

- No… Na pierwszy rzut oka to nie, ale wyglądałaś na naprawdę przerażoną kiedy Pani Kasia zapytała czy się dobrze czujesz… - mruknęła wzruszając ramionami – A tak na dobry początek… Jestem Malwina! – odparła żwawiej wyciągając w moim kierunku swoją dłoń.

- Julia – złapałam za jej dłoń i uśmiechnęłam się szczerze. – A wracając do wcześniejszego… Nie byłam przerażona wyjazdem… Po prostu… - myśl Julia, myśl! – Um… Myślałam że zapomniałam paszportu… - miałam ochotę przywalić sobie w twarz! Serio, nie było Cię stać na lepsze kłamstwo? jęknęłam ganiąc siebie samą. Malwina sprawiała wrażenie jakby naprawdę uwierzyła w tę moją obawę odnośnie paszportu. No dobra… może na początku trochę wątpiła.

- Masz specyficzny uśmiech, pierwszy raz widzę taki który aż rozjaśnia całą okolicę. We Włoszech z pewnością nie jednemu zawrócisz w głowie! – posłała mi kuksańca w bok i puściła mi oczko. Ja natomiast założyłam za ucho kosmyk włosów który opadał mi na twarz i jeszcze raz rozejrzałam się na wszystkie strony – ugh… czekasz na kogoś? – zapytała. Choć w zasadzie nie byłam pewna czy to było pytanie czy raczej stwierdzenie. Pokręciłam głową.

- Nie, tylko… Zimno jest, naprawdę jest zimno… - wyjaśniłam ukrywając swój prawdziwy powód, mojej ostrożności.  Malwina przekręciła głowę na bok i patrzyła na mnie z przymrużonymi oczami.

Nie minęła nawet minuta zanim nie spojrzała za moje ramię. Usłyszałam jej ostrzegający głosu i poczułam jej rękę szczelnie owiniętej wokół mojego lewego nadgarstka. Szarpnęła nim, co niestety nie uchroniło mnie od zderzenia z nieznanym mężczyzną który odwrócił się napięcie. Wyglądał na rozkojarzonego, zdezorientowanego i wystraszonego. Jakby właśnie kilka sekund temu uciekał przed kimś.  Spojrzał na Malwinę, po chwili zerknął na mnie i powtórzył czynność jakby chciał upewnić się że tutaj jesteśmy tylko my.

- Wszystko w porządku? – Malwina odezwała się jako pierwsza nadal trzymając dłoń na moim nadgarstku który skierowała w tym momencie za moje plecy. Obserwowałam jak szczelnie zakrywa moją bransoletkę swoją dłonią i chowa z tyłu. Nawet zdążyłam zapomnieć o obecności tajemniczego chłopaka.

- Tak, tylko… Nie widziałyście tu nikogo? – zapytał zawieszając na nas obu swój palący wzrok. Zmarszczyłam czoło wymieniając się z Malwiną niemą wymianą spostrzeżeń.

- Nie, wszyscy są w sklepie. My tylko tutaj jesteśmy… - Malwina wyprzedziła mnie powoli puszczając mój nadgarstek. – A co? Klątwa Cię nawiedza? – zaśmiała się żartobliwie uderzając chłopaka w ramię.

- Tak jakby… - Odparł drapiąc się w tył głowy. Spojrzał na nas przelotnie na chwilę ukazując nam lekki uśmiech. Zamarłam na moment kiedy odpowiedział na kompletnie nie udany żart Malwiny. Dziewczyna ryknęła donośnym śmiechem, ale kiedy doszła do wniosku że tylko ona się śmieje, przestała. Zakasłała nerwowo posyłając mi zdziwione spojrzenie.  

Nie było mnie na nic stać. Nie potrafiłam odwzajemnić jej śmiechu, kontynuować jej żartów. Byłam za bardzo przerażona tym czego się dowiedziałam od nieznajomego i wspomnieniem dziewczynki nachylającej się nade mną w autokarze. Malwina nic sobie nie robiła z zaistniałej sytuacji. Nie była niczego świadoma, co jeszcze bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu że zwariowałam. Zaczęła rozmawiać z chłopakiem, a ja stałam obok i z nieco spuszczoną głową wpatrywałam się w gęste krzaki za nieznanym mężczyzną.

Coś mignęło mi przed oczami, jakby ktoś zza krzaków na ułamek sekundy zaświecił nową latarką. Pojedyncze gałęzie na których znajdowały się małe listki, poruszyły się niespokojnie ukazując coś rozmazanego, coś co w żadnym przypadku nie przypominało tutejszych kolorów. To coś było zdecydowanie za bardzo szare i jednocześnie przesiąknięte starą żółcią. Moje zmysły słuchu przestały dostrzegać głosy stojących obok mnie dwójki nastolatków. Wszystko inne stało się bardzo wyraźne. Szelest drzew i krzaków, ryk silników na autostradzie która była zaraz obok, moje serce które wyraźnie przyśpieszyło i dudniło w mojej piersi, a na sam koniec dołączył mój wyraźnie nerwowy oddech. Czułam potworny ucisk w pewnej części głowy który towarzyszył mi wtedy kiedy ktoś mi się przyglądał. Ale ten, był o wiele mocniejszy, jakby ktoś wbił mi nóż dokładnie w to samo miejsce skąd ten ból pochodził. Zaczęłam znów się rozglądać nerwowo, pragnąc bym przyłapała kogoś na uporczywym obserwowaniu mnie.

Nie słyszałam żadnych głosów, jakbym znalazła się po środku szarej przestrzeni a wokół nie ma ani jednej żywej duszy. Jakbym znajdowała się po środku nicości. Szczerze mówiąc, nawet byłabym skora do przekonania że jestem tu tylko ja, gdyby nie to że widzę dwójkę przyglądających mi się ludzi.

Może to oni? Może po prostu popadłam w niezłą paranoję insynuując iż w pobliżu znów mogłaby być ta dziwna dziewczynka która w autokarze kilka godzin temu naprawdę doskonale mnie wystraszyła. Zamknęłam na moment oczy chcąc uspokoić kołatające serce i przyśpieszony oddech. Ściągnęłam rękawy wełnianego swetra, czując nagły przypływ zimna. Umiejscowiłam schowane pod wełną dłonie na ramionach i zaczęłam w myślach liczyć. To zawsze pomagało. Ale zamiast pomóc, to jeszcze bardziej mnie niepokoiło kiedy do moich uszu dobiegł dziecięcy, delikatny a zarazem przerażony głos nikogo innego niż tej małej dziewczynki.

Z drżącymi rękoma powoli odwróciłam głowę w stronę miejsca skąd dochodził owy głos. Zza ściany toaletek wychylała się postać dziewczynki. Zauważywszy jej postawę i jej sparaliżowane ciało miałam wrażenie jakby przed kimś się kryła. Zmarszczyłam czoło kiedy spojrzała na mnie i wypowiedziała krótkie „On tu jest.” Zastygłam w miejscu kiedy zdałam sobie sprawę z tego jaki głos miała. Nie tylko ciało mówiło „boje się”, głos również jej drżał. „Musisz od nich odejść, on nie może zobaczyć, nie może dopóki sama do tego nie dotrzesz.” Zanim zdołałam cokolwiek zrozumieć, zdążyła zniknąć za ścianami toaletek. Poczułam silną chęć dowiedzenia się czegoś więcej. Odwróciłam się w kierunku Malwiny i jej kolegi a to co tam zobaczyłam, zmroziło mi wszystkie komórki w ciele. Za brunetem, stała nieco żółtawa postać małego chłopca ubranego w koszulkę w kratę i spodnie ledwo sięgające do kostek. Włosy miał idealnie ułożone do tyłu a jego  grzywka przy końcach była nieco podkręcona. Patrzył na mnie tym samym wyrazem twarzy co ta mała dziewczynka gdy stała w oknie mojego pokoju. Jednak ten wzrok był o wiele bardziej przerażający. Byłam tak bardzo przerażona że aż miałam ochotę zacząć krzyczeć, sam fakt iż w tej chwili patrzył na mnie, wywiercała w moim gardle potężną gulę przez która nie mogłam wydusić z siebie żadnego dźwięku.

Moje serce zaczęło naprawdę mocno uderzać kiedy na moment powoli, bardzo powoli obrócił głowę w kierunku nieznajomego chłopaka. Moja ręka powędrowała do moich ust a moje nogi zaczęły stawiać kroki w stronę toaletek. Kiedy dwie pary oczy zostały skierowane w moją stronę, zaczęłam wydobywać z siebie pojedyncze jęknięcia. Nie byłam zdolna do mówienia. Ale coś się zmieniło, mogłam słyszeć o czym mówi Malwina.

- Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha, J – usłyszałam jej rozweselony głos. Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała szybciej niż kiedykolwiek a moje ręce zaczęły latać w przestrzeni wskazując to na chłopaka, to na toaletę. Obydwoje spojrzeli na mnie jak na jakąś głupią, i czekali ze zmarszczonymi czołami na moment aż cokolwiek zrozumieją z mojego jęczenia.

- M-muszę iść d-do toalety… - Powiedziałam w końcu w miarę zrozumiale, kompletnie zmienionym głosem a kiedy oni pokiwali głową i znów byli pochłonięci tematem do rozmowy, ja dążyłam dotrzeć trzęsącymi się nogami do miejsca gdzie czekała na mnie dziewczynka.

Upadłam przy ścianie i zakryłam twarz rękoma. Nie rozumiałam niczego co miało miejsce w ciągu tych ostatnich tygodni. Chciałam znów żyć normalnie bez żadnych zjaw ukazujących mi się w najmniej oczekiwanych momentach, i jeszcze mówiąc pierwszy raz zapragnęłam wrócić do domu. „Nie możesz mu pokazywać że to masz, najpierw musisz zrozumieć.” Poczułam małą dłoń na moim nadgarstku. Podniosłam z wahaniem głowę a przede mną ukazała się mała dziewczynka. Mogłam doskonale usłyszeć nieregularne bicie mojego serca które cały czas miało ochotę wyskoczyć mi z piersi. Ale tym razem nie była tego powodem ta mała postać.

- Zrozumieć, co?

4 komentarze:

  1. No dziewczyno się rozpisałaś! Czekam na kolejną część z niecierpliwością,twoje opowiadanie jest takie tajemnicze.Zastanawia mnie to czemu ta mała dziewczynka,która ukazuje się Julii ostrzega ją przed wyjazdem i nie chce by ona wyjechała do Włoch.Zastanawia mnie też ten mały chłopczyk,który pojawił się przy tym chłopaku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog. Serio, bardzo mi sie podoba. Teraz nie mam czasu ale obiecuje jutro wrócić z jakimś konstruktyeniejszym komentarzen

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz właściwy komentarz ;> Bardzo podoba mi się ten pomysł na bloga. Za wiele co prawda jeszcze nie wiemy, ale to co na razie przeczytałam wywarło piorunujące wrażenie. Jak mrocznie, jak tajemniczo :) Ta mała dziewczynka... Z jednej strony mnie przeraża, a z drugiej fascynuje. Postać Malwiny też mi się podoba. Pokazuje nam zachowanie Julii w porónaniu do innych ludzi. Trochę niepokojące. Ale w dobrym sensie oczywiście! Naprawdę podoba mi sie twój styl.Widać że wiesz co robisz i masz wprawę w pisaniu. Rozdziały dodawane są co prawda za rzadko (ja chcę więcej!) ale za to na wysokim poziomie. I to sie liczy, w internecie można znaleźć tyle chłamu, że kiedy widze coś tak dobrze napisanego, moje serce się raduje.
    Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Oooo ♥
    Perfekcyjny
    Idealny
    Genialny
    Fenomanelny
    moamaoomamoamoamoa !

    Pseplasam za spam ♥♥
    http://zapsuta-dusza.blogspot.com/
    Dwa różna światy
    - Ona , anorektycznka bojąca się swojego odbicia w lustrze
    - On arogancki dupek
    Główny bohater Louis

    OdpowiedzUsuń