Wypaliłam się jeżeli chodzi o pomysły dotyczące tego opowiadania. Mam nadzieję że to tylko na jakiś czas i niedługo znów do was wrócę, a na dzień dzisiejszy chyba dam sobie spokój nie tylko ze względu na wypalenie, ale i też z powodu waszej małej aktywności :(
Naprawdę, jest mi przykro że wyświetleń mam tysiąc a was tak mało komentuje + jest siedmiu obserwatorów... Myślałam że jakoś dotrwam do tego entego rozdziału...
Proszę was, komentujcie!
~~~~~
W
tej chwili pewnie każdy uważałby mnie za totalną wariatkę gdybym powiedziała
komukolwiek co widziałam i zresztą, nadal widzę. Niedługo po tym jak dotarłam
do toaletek, organizatorzy zaczęli zbierać uczestników wymiany. Nawet nie
miałam czasu by ochłonąć i zacząć na nowo racjonalnie myśleć.
Po
wejściu do autokaru i zajęciu miejsca, tylko raz wymieniłam się uśmiechem z
Malwiną. Nie rozmawiałam z nią więcej, nie byłam w stanie. Ba, nie byłam nawet w
stanie normalnie myśleć i odpisywać na smsy od Marty które w ciągu tych
trzydziestu minut zdążyły zapełnić moją całą skrzynkę pocztową.
Oparłam
głowę o róg oparcia i obserwowałam mijające nas samochody, obserwowałam jak
niebo jeszcze bardziej ciemnieje, co w moim przypadku było co najmniej dziwne.
Myślałam że bardziej czarne być nie może, a jednak… Miałam wrażenie jakbyśmy
wszyscy powoli wjeżdżali w kręgi nicości, gubili się coraz bardziej i bardziej…
aż w końcu znaleźlibyśmy się w samym centrum niczego. Przymknęłam powieki i
próbowałam zasnąć, co niezbyt dobrze mi wychodziło. Cały czas miałam wrażenie
jakby ktoś mnie obserwował, a przerażający widok chłopca który dostrzegłam na
postoju sprawiał iż jeszcze bardziej czułam się przygnieciona rzeczami które w
gruncie rzeczy nigdy się nie wydarzyły. Otworzyłam ponownie oczy, tym razem
skupiając wzrok na zegarze umieszczonym zaraz nad kierowcą autokaru. Patrzyłam
jak minuty powoli zmieniają się w godziny, a mętlik w mojej głowie który
powstał w przeciągu tych paru godzin, sprawił że jeszcze bardziej miałam ochotę
wrócić do normalnego życia w Łodzi.
Oddychałam
niezwykle powoli patrząc na wolno zmieniające się cyfry. Moje serce zdążyło się
już uspokoić, wszystko prócz mojej głowy. Zwróciłam głowę na chwilę w stronę
okna, w zamiarze zlokalizowania miejsca gdzie akurat jesteśmy. Oddaliłam się od
niego kiedy tylko zauważyłam odbicie chłopca siedzącego obok śpiącego mężczyzny
którego poznała wcześniej Malwina. Moje serce znów przyśpieszyło, odwróciłam
głowę zerkając na chwilę w stronę Malwiny która z zainteresowaniem przyglądała
mi się. Oparłam się o siedzenie i zwróciłam twarz w stronę przedniej szyby. Zwariowałaś, Julia. Najzwyczajniej w świecie
zwariowałaś. Nie ma żadnej dziewczynki sprawiającej iż podnosi mi się poziom
adrenaliny we krwi, nie ma żadnego chłopca na widok którego popadasz w istne
przerażenie. Po prostu sobie coś ubzdurałaś i naoglądałaś się za dużo horrorów.
Teraz masz tego skutki. Tak właśnie zaczęłam sobie powtarzać kiedy w nocy
dojeżdżaliśmy do Włoskiej granicy.
-
Musisz zakryć nadgarstek – usłyszałam przyciszony głos Malwiny która nie wiadomo
kiedy znalazła się na siedzeniu obok. Zwróciłam głowę w jej stronę ze
zmarszczonym czołem. Otworzyłam usta chcąc się odezwać jednak nie wiedziałam co
jej powiedzieć – Albo to zdejmij – zbliżyła się i palcami złapała sznurki mojej
bransoletki. Patrzyłam na nią zdziwiona. – Och, nie możesz? – zapytała
zabierając rękę. Odwróciła się na moment do tyłu a kiedy znów wzrokiem wróciła
do mnie, spojrzała na mój zakryty nadgarstek.
-
Dlaczego? – wydusiłam z siebie pełna obaw. To wszystko stało się tak bardzo
skomplikowane, niczego nie rozumiałam. Nie byłam w stanie zrozumieć. – O co
chodzi? – szepnęłam uwieszając na koleżance swój wzrok. Ta natomiast jeszcze raz odwróciła się do
tyłu.
-
Skąd ją masz? – zapytała szeptem ignorując moje pytania. Spojrzała na mnie
palącym wzrokiem rozglądając się co chwila w różne strony.
-
Nie pamiętam – odpowiedziałam jej równie cicho co ona. Kiedy na jej twarzy
pojawił się lekki, tajemniczy uśmiech byłam jeszcze bardziej pogubiona – Noszę
ją odkąd pamiętam, nigdy nie mogłam jej zdjąć. Ale o co chodzi? Dlaczego ja
nie…
-
Za kilka minut powinien być postój, no wiesz… Zamiana kierowców – przewróciła
oczami – pójdziesz ze mną tam, gdzie jego nie będzie – kciukiem wskazała na
chłopaka z którym rozmawiała na austriackiej stacji – Nie powiem Ci zbyt wiele,
bo sama będziesz musiała do źródła dojść.
-
Ale… - zaczęłam nieco głośniej, przez co w odpowiedzi gdy Malwina zaczęła
powoli wracać na swoje miejsce posłała mi groźne spojrzenie. Zamilkłam i już
się nie odezwałam.
Odwróciłam
się do tyłu na moment, aby zobaczyć jak nowy kolega Malwiny powoli się budzi i
również na mnie spogląda z towarzyszącym mu uśmiechem, moje serce znów zaczęło
drżeć. „Andy” usłyszałam szept dobrze mi znanej dziewczynki. Odwróciłam się
jeszcze bardziej zakłopotana. Zwróciłam uwagę na poruszające się wargi Malwiny
które aż krzyczały „zamknij je”. Oparłam się o siedzenie i zwróciłam twarz w
kierunku okna, zamykając przy okazji oczy. Cierpliwie bądź nie, czekałam na
moment kiedy autokar zatrzyma się a blond włosa
opiekunka oznajmi iż możemy iść się przewietrzyć.
Dochodziła
druga w nocy, a do moich uszu dobiegł głos kobiety która właśnie informowała
wszystkich (nie) śpiących o postoju który miał się odbyć za niespełna pięć
minut. Westchnęłam cicho uchylając powoli powieki. Podniosłam się natychmiast
kiedy obok mnie, przechodził chłopak o którym wspominała Malwina jakiś czas
temu. Bałam się zobaczyć w jego pobliżu znów tego chłopca, byłam naprawdę
przerażona.
Kiedy
przechodził obok, coś na jego nadgarstku zaświeciło, jakby jasny blask odbił
się od metalowego fragmentu. Miał na sobie bransoletkę, i to nie byle jaką.
Moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości kiedy zobaczyłam dokładnie taki
sam fragment bransoletki jaki ja miałam na nadgarstku. Spojrzałam na mój
nadgarstek wystraszona faktem iż mógł mi ją zdjąć, ale moja była nadal tam
gdzie ją ostatnio ukryłam. Przez moje ciało przebiegło stado dreszczy z
towarzyszącą falą ciepła. Jakby to była właśnie odpowiedź na moje wszystkie
pytania.
Poczułam
jak ktoś chwyta mnie za rękę i ciągnie w górę. Spojrzałam nadal nieobecnym
wzrokiem na Malwinę która naprawdę szybko wyprowadza mnie z autokaru.
Zatrzymała się na moment i rozejrzała wokół.
-
Chodź. – powiedziała ciągnąc mnie w kierunku całodobowego sklepiku. Przed
wejściem jeszcze raz odwróciła się i przejrzała każdy centymetr otoczenia.
Odwróciłam się niedługo po niej, napotykając grupkę chłopaków stojących przy
magazynach. Wśród nich, stał chłopak którego prawdopodobnie szukała Malwina. –
No proszę, z tobą wszystko lepiej idzie. – mruknęła pod nosem pchając
skrzypiące drzwi. Poszłam za nią, aż do damskich toalet.
-
Możesz mi w końcu powiedzieć o co tutaj chodzi? – zapytałam zniecierpliwiona
kiedy to Malwina zaglądała pod każdą kabinę. Kiedy stwierdziła iż nikogo tutaj
nie ma, podeszła do drzwi i pod klamkę włożyła drewnianą deskę.
-
Wtedy kiedy Pani Kasia do ciebie podeszła, widziałaś coś, prawda? – zapytała
przemieszczając się – Widziałaś coś, czego nikt inny nie może widzieć… -
ciągnęła rozglądając się wokół w poszukiwaniu czegoś co mogłoby zakryć małe
okienko. Zmarszczyłam czoło. – I nie ściemniaj z paszportem. Myślałaś że Ci
uwierzę? Błagam… To była chyba najgłupsza wymówka jaką kiedykolwiek słyszałam.
– Odwróciła się do mnie posyłając mi wymowne spojrzenie.
-
Ja... um… - zawahałam się. Nie wiedziałam co mam zrobić, byłam w pułapce z
której nijak nie mogłam się wydostać.
-
Dobra, obydwie znamy odpowiedź. – przewróciła oczami – Kogo zobaczyłaś? – jej
ton głosu był naprawdę przerażająco poważny. Czułam się jak na przesłuchaniu w
sprawie morderstwa.
-
Dziewczynkę. – odpowiedziałam w końcu modląc się by nie zaczęła uważać mnie za
totalną wariatkę.
-
Na ile wyglądała? – Zadała kolejne niejasne dla mnie pytanie siadając na
zimnych kaflach pod ścianą. Poklepała miejsce obok, dając mi do zrozumienia bym
usiadła na tym miejscu.
-
Nie wiem, na pięć lat? Sześć? – zmarszczyłam czoło przypominając sobie jak
wyglądała. Podeszłam niepewnie do dziewczyny i osunęłam się po płytkach –
Dlaczego pytasz?
-
Dostałaś ją mając pięć, sześć lat? – spojrzała na mnie ze zmartwioną miną.
Przegryzła wargę poprawiając równo obciętą grzywkę a na koniec westchnęła.
Chociaż nie byłam pewna czy to było westchnięcie czy raczej jakiś dziwny dźwięk
niedowierzania oraz zmartwienia. Kiedy pokręciłam głową i chciałam to
rozprostować, Malwina zaczęła gorączkowo kręcić głową. – To nie jest zwykła
błyskotka, Julia. Osobie, która otrzyma ją w prezencie – wskazała na mój
zakryty rękaw – w odpowiednim czasie, zaczyna pokazywać się postać kogoś kto
mniej więcej przypomina wiekiem ten w którym ona ją dostała. Każda wygląda
inaczej. Jedna może wyglądać jak gruba pieszczota, druga może przypominać
normalną, ozdobną i skromną bransoletkę z przywieszkami które mają specjalne
znaki rozpoznawcze. – Powiedziała powoli
i wyraźnie tak jakby chciała bym zapamiętała każde słowo które wypłynęło z jej
ust. Zmarszczyłam czoło i przekręciłam głowę tak, bym teraz patrzyła prosto, w drzwi.
Zapanowała
kompletna cisza. Ja powoli przetwarzałam to co powiedziała mi Malwina, a
przynajmniej próbowałam. To wszystko jest takie dziwne, przerażające i… nie
prawdopodobne! Takie rzeczy dzieją się tylko w filmach czy książkach! To jest…
Ugh! Nawet nie jestem w stanie tego opisać. Nie byłam w stanie w tej chwili
racjonalnie myśleć. Zgłupiałam, kompletnie zgłupiałam…
-
Czyli… - nabrałam powietrza do płuc – Ta dziewczynka to ja, ale w wersji
pięciolatki? – wypuściłam je i zwróciłam głowę w stronę Malwiny. Wyglądała tak
jakby przez cały czas odkąd ostatni raz się odezwała nie odrywała ode mnie
wzroku, tym bardziej… nie robiła sobie nic z tego że ja to widzę. Kiedy
pokiwała głową, uniosłam brwi do góry wracając wzrokiem do drzwi. Aha, czyli
teraz to nie byle jaka straszna dziewczynka. To ja. No… To wiele już zmienia…
Ale… Boże, to jest takie chore! – Dlaczego On – kiwnęłam w lewą stronę – miał
taką… - „Idzie tu!” zamarłam na moment kiedy usłyszałam naprawdę, naprawdę
przerażający krzyk tej małej istoty. Spojrzałam na Malwinę z istnym
przerażeniem a ona zmarszczyła czoło. Po chwili, klamka zaczęła się poruszać.
-
Pod żadnym pozorem, nie waż się podnosić rękawa! – ostrzegła mnie łapiąc za
rękę kiedy to ja próbowałam podnieść się z ziemi. Pokiwałam głową, przerażona
hałasem jaki wywoływał chłopak próbujący dostać, a raczej rzucić się do
łazienki.
Malwina
zaraz po mnie, wstała i podeszła do drzwi. Kiedy wyjęła spod klamki drewnianą
belkę, do pomieszczenia wpadł Ten sam chłopak którego „poznałyśmy” przed
czterema godzinami. Wyglądał zupełnie inaczej niż wtedy kiedy na nas wpadł
przypadkiem, jakby miał zamiar się na kogoś rzucić, i nawet nie minęła sekunda
od momentu kiedy drzwi runęły na ścianę obok, a nieznany chłopak przygwoździł
mnie do ściany. Zamarłam gdy poczułam jak silnie przytrzymuje moje ciało przy
ścianie. Jego wzrok był kompletnie ciemny który nie wyrażał nic innego niż
wściekłość, chęć zrobienia komuś krzywdy albo jak kto woli – złapać sprawcę
popełnionego morderstwa, którym w tym przypadku byłam ja. Rysy jego twarzy były wyraźnie zarysowane a po
środku jego czoła wystawała potężna żyła. Zdecydowanie był przerażający.
Zacisnęłam mocno powieki walcząc z pragnieniem krzyknięcia, wezwania pomocy,
nawet nie potrafiłam rozróżnić dźwięku wiatru, mojego oddechu i szybko bijącego
mojego serca.
Kiedy
chłopak spojrzał mi w oczy, jego mimika twarzy wyraźnie złagodniała. Jego ręce
przestały tak mocno przyciskać moje ciało do ściany a jego oczy zabłysnęły
cudownym błękitem.
***
-
To jest chore, Julka! Nikt na świecie nie ma takich oczu! – Marta roześmiała
się na cały głos podtrzymując rękoma swój brzuch jakby lada moment miał się
rozpłynąć. Przewróciłam oczami wstając z miejsca.
-
Mów co chcesz, ale ja wiem że gdzieś tam na pewno taki ktoś jest. – Broniłam
się podchodząc do drzwi balkonowych – Jestem przekonana że jest gdzieś na
świecie taki ktoś.
-
Żyjesz marzeniami, dziewczyno – przyjaciółka podeszła do mnie – A może ten twój
kochanek jest grubo po pięćdziesiątce? Boże! – ryknęła kolejnymi salwami
śmiechu – wyobraź sobie, wracasz do domu kompletnie wyczerpana… Słyszysz
wołanie tego dziadka… Wchodzisz do łazienki, a tam ON! Siedzi w wannie
obsypanej płatkami róż z szampanem w ręku. – oparła się o ścianę obok mnie i uśmiechała
się wyraźnie rozbawiona. – Wyobrażasz sobie jak wygląda seks z takim dziadkiem?
– roześmiała się radośnie tym razem ciągnąc mnie w swoje ślady.
-
A kto wie? Może czai się za rogiem… - mruknęłam wywracając oczami. Podeszłam
bliżej okna wyglądając przez nie i obserwowałam jak srogie krople deszczu
uderzają o balustradę. – A może spotkam go na wymianie… - powiedziałam nieco
ciszej. Kiedy śmiech przyjaciółki ucichł a w pomieszczeniu zapadła grobowa
cisza, zganiłam siebie za nie ugryzienie się w język.
-
Wyjeżdżasz na wymianę? Kiedy? – zapytała zdziwiona równie cicho co ja.
Westchnęłam cicho nadal wpatrując się w okno.
Śnieżno-biała
sukienka sięgająca za kolana oślepiała moje oczy. Mała dziewczynka z czarującym
uśmiechem stała po drugiej stronie ulicy. I gdyby nie to, że uśmiechała się
przez co wyglądała na naprawdę uroczą, miałabym wrażenie jakby dosłownie przed
momentem uciekła z Ringu, kiedy to mała Morgan przyglądała się kamerze przez
kilkanaście godzin, bez żadnego poruszenia się w szpitalu psychiatrycznym.
Zwróciłam
głowę w stronę Marty i uśmiechnęłam się lekko.
-
Na początku lipca.
***
I
właśnie tamtego dnia pierwszy raz zobaczyłam młodszą wersję mnie. Marzenia może czasem się spełniają…
Pomyślałam obserwując kryształowo - błękitne tęczówki z nadal widocznym
strachem w oczach. Chłopak odsunął się na dużą odległość ode mnie i przeczesał
rękoma włosy szukając jakiegoś usprawiedliwienia. Ja w tym czasie poprawiłam
swój sweter, opuszczając go nieco do dołu, unikając wzroku Malwiny. Boże, dlaczego
ona nie zareagowała…
-
Przepraszam… Ja… - podrapał się po tyle głowy – słyszałem krzyki i myś… -
przerwał w połowie gdy do naszych uszu dobiegł wrzask dziewczyny. W trójkę
wybiegliśmy bocznym wyjściem które znajdowało się niemal obok drzwi od toalet, prosto
do źródła dźwięku.
-
Szczura się boisz?! – usłyszałam pełen wyrzutów głos jakiegoś chłopaka.
Zatrzymałam się razem z Malwiną i przyglądałyśmy się razem ten naprawdę
zabawnej scenie przed nami. – następnym razem krzycz „szczur” czy coś
podobnego, a nie wrzeszczysz jakby ktoś ci krzywdę robił! – zacisnął pięści.
-
Nic się przecież nie stało, Marek… - chłopak który kilka chwil temu miał rządzę mordu w oczach podszedł do tamtego
klepiąc go po ramieniu. Zmarszczyłam czoło kiedy obydwoje odwrócili się w naszą
stronę.
Szczerze
powiedziawszy, każdy dla mnie jest tu nieznany. No, prócz Malwiny… i jeżeli mam
być naprawdę, naprawdę szczera co do poznania ich wszystkich… to wolałabym tego
nigdy nie robić. Wystarczy że nazwę ich X i Y. X’em będzie ten który chciał
mnie (chyba) zabić, a Y będzie ten drugi.
Chłopak
X odwrócił się od nas całkowicie po wypowiedzeniu przez kolegę Y kilku
niezrozumiałych dla mnie i dla Malwiny słów. Spojrzałam na dziewczynę, która
również w tym momencie na mnie spojrzała i kiedy kiwnęła głową, odwróciłyśmy
się napięcie i zaczęłyśmy się oddalać od zebranej grupki uczestników wymiany. „Nikt na świecie nie ma takich oczu”
Odwróciłam się na moment, aby tylko napotkać również wzrok chłopaka X.
Uśmiechnął się lekko, ale ten uśmiech nie przypominał tego w autokarze czy na
postoju w Austrii. Odwróciłam się napięcie, i patrząc prosto przed siebie,
skręciłam w prawo.
-
Myślisz że mówił prawdę? – zapytałam cicho wpatrując się w czubki swoich butów
– No wiesz… o tym krzyku kiedy… - zerknęłam na Malwinę a po chwili przymknęłam
lekko powieki wzdychając.
-
Sama sobie odpowiedz na to pytanie. – Odpowiedziała wywołując u mnie mieszane
uczucia. Zmarszczyłam czoło znów na nią spoglądając. Co? – chodź, zaraz odjadą bez nas. – pociągnęła mnie za dłoń w
kierunku autokaru.
Miałam
pragnienie powrotu do domu. Naprawdę chciałam wrócić. Chciałam znów zobaczyć
rodziców, siostrę i Martę. Usiąść z nimi w salonie i z Wenus na kolanach
oglądać filmy na DVD. To wszystko było tak bardzo nie zrozumiałe dla mnie,
takie nieprawdopodobne i pochrzanione, iż chciałam po prostu usiąść, zamknąć
oczy i pomyśleć iż kiedy je znów otworzę, będę stała przed drzwiami do mojego
pokoju.
Skuliłam
się przy oknie i oparłszy się o oparcie, czekałam aż ruszymy dalej. Przez cały
czas dziwnie się czułam, ciągle miałam wrażenie jakbym nadal była w tej
toalecie, przyciśnięta do ściany. Sapnęłam cicho zamykając powieki, przez
moment czułam ten sam zapach wody kolońskiej tego chłopaka co oznaczało iż
przechodził tędy. Ale zapach jakoś tak dziwnie nie opuszczał moich nozdrzy.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam go. Stał dokładnie przy moim siedzeniu i patrzył
na mnie. Wskazał dyskretnie na wolne siedzenie obok mnie pytając czy jest
wolne. Pokiwałam głową a moje ciało ogarnął strach. Kiedy usiadł, przez chwilę
milczał. Ja też milczałam. Nie chciałam z nim rozmawiać, nigdy nie chciałam z
nim rozmawiać.
Moją
uwagę przykuła dziewczyna siedząca dwa miejsca dalej. Malwina patrzyła
skoncentrowana na rękę nieznajomego, jakby próbowała coś zrozumieć. Spojrzała
po dłuższej chwili na mnie, a kiedy zauważyła że ja również na nią patrzę,
uśmiechnęła się lekko i zajęła się swoją sąsiadką. Zmarszczyłam czoło,
odważając się spojrzeć w to samo miejsce co ona. Bransoletka.
Odwróciłam
wzrok w stronę okna, kiedy chłopak spojrzał w moją stronę. Przez cały czas
czułam na moim ciele jego wzrok, jakby w ułamku jednej sekundy obejrzał mnie
całą. Otuliłam rękoma kolana, uważając przy tym by nikt nie zobaczył tego co
mam na ręku, a kiedy usłyszałam głos chłopaka siedzącego obok mnie, serce mi
stanęło. Naprawdę się bałam.
-
Chciałem Cię jeszcze raz przeprosić za tamto… - zamilkł na chwilę aby pomyśleć
co chce dalej powiedzieć, albo… czekał aż ja się odezwę? Ale czy tego chciałam?
Poprawka: czy potrafiłam? – Nie chciałem żeby tak wyszło… - mruknął ciszej
pochylając się do przodu tak, aby zobaczyć choć połowę mojej twarzy. „nie
odzywaj się” usłyszałam cichy szept małej dziewczynki. Odwróciłam głowę w
kierunku chłopaka, a za jego twarzą, dostrzegłam tą małą istotkę. Patrzyła na
nas, kręciła głową.
Kiedy
ja znów spojrzałam na chłopaka, on skoncentrowany odwrócił głowę w kierunku w
który dopiero patrzyłam a po chwili spojrzał znów na mnie. – przyjmiesz
przeprosiny od kompletnego dupka? – zapytał uśmiechając się lekko. „wiem że gdzieś tam na pewno taki ktoś jest.”
Potrząsnęłam głową odwracając wzrok. Po chwili usłyszałam ciche westchnięcie i
poczułam jak powoli podnosi się z miejsca. – Jeszcze raz przepraszam.